Gdy wreszcie udało mi się zdobyć bilety na „Słonecznych chłopców” – chyba jeden z najbardziej reklamowanych swego czasu spektakli w Warszawie- nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie znajdę się na widowni Teatru 6 Piętro. Chyba przede wszystkim ze względu na genialny duet aktorski- Krzysztofa Kowalewskiego i Piotra Fronczewskiego. Nie pamiętam kiedy byłam bardziej podekscytowana wyjściem do teatru!
Kowalewskiego miałam okazję oglądać w niejednej sztuce w Teatrze Współczesnym i wiedziałam już, że mogę spodziewać się świetnego występu, natomiast Fronczewskiego miałam tego wieczoru zobaczyć na deskach teatru po raz pierwszy. Przyznam, że to chyba mój ulubiony polski aktor, którego szczególnie cenię za role w „Ziemi obiecanej” i „Halo, Szpicbródka”. Byłam bardzo ciekawa czy aktor, który jest obecnie kojarzony chyba przede wszystkim z rolą Jacka w serialu „Rodzina zastępcza”, zaprezentuje na scenie coś nowego.
„Słoneczni chłopcy” to opowieść o emerytowanych komikach (Willy Clark- Piotr Fronczewski, Al Lewis- Krzysztof Kowalewski), którzy lata swojej świetności mają już dawno za sobą. Pewnego dnia pojawia się propozycja ostatniego wspólnego występu. Istnieje pewien problem- aktorzy się nienawidzą i nawet nie chcą przebywać ze sobą w jednym pomieszczeniu. Ponowne pojawienie się na scenie niegdyś znakomitego duetu jest ogromną szansą na rozwój kariery bratanka jednego z mężczyzn (w tej roli świetny Robert Koszucki).
Sztuka Neila Simona (w 1995 roku zekranizowana; jedną z głównych ról zagrał nie kto inny jak doskonały do roli zgorzkniałego neurotyka Woody Allen), która odniosła niezwykły sukces na Broadwayu, a później także i poza Stanami Zjednoczonymi, jest doskonałą propozycją dla każdego. Znakomite, ironiczne poczucie humoru, interesująca fabuła, genialni aktorzy, jednym słowem- świetne! Niestety – jak to zazwyczaj bywa- mam parę zastrzeżeń. Przede wszystkim byłam nieco zawiedziona tym, że drugi akt w większości składał się z wyświetlonej na kinowym ekranie projekcji. Oczywiście- także i tam gra aktorów (poza głównymi postaciami pojawili się także Paweł Wawrzecki i Hanna Śleszyńska) była znakomita, jednak gdy idę do teatru nastawiam się jednak na kontakt z żywym człowiekiem, a nie z projekcją. Z czego to mogło wynikać? Wspomniana scena odbywała się w studio telewizyjnym do którego zostali zaproszeni bohaterowie. Niemożliwe, żeby problemem było zrobienie scenografii, wątpię też, żeby miał to być nowatorski pomysł połączenia teatru i kina. Prawdopodobnie chodziło po prostu o gażę aktorów. Bardzo szkoda… Chciałabym, żeby takie projekty były wspomagane przez dotacje z Ministerstwa Kultury, ale jak widać pozostaje to jedynie w sferze marzeń.
Bardzo polecam tę sztukę, w szczególności fanom humoru jaki odnaleźć możemy w filmach Woody’ego Allen’a. Historia ta, na pozór prosta, doskonale prezentuje relacje międzyludzkie, wytyka wady i pod płaszczykiem komedii wplata ważne życiowe prawdy, które dotyczą (lub będą dotyczyć) każdego z nas. Zachęcam!
Wrocław, wczorajszy wieczór . Spodziewałam się Wielkiej Sztuki z udziałem Wielkich Artystów. Nie wiem, czy występ „na prowincji” spowodował, że aktorzy musieli przerysować postacie, czy zerknąwszy na widownię uznali, że tylko głośne wrzaski dotrą do uszu widzów. Nie wiem, dlaczego najczęściej słyszanym słowem była „cholera” (czasem z przymiotnikiem „jasna”). Dlaczego zamiast inteligentnej farsy – pospolite gagi. Dlaczego fragment filmu w Teatrze- czy warto oszczędzać w taki sposób? Mimo dotychczasowej miłości do pani Olgi Lipińskiej, panów Piotra Fronczewskiego i Krzysztofa Kowalewskiego, nie mogę nie przyznać, że po o wczorajszym spektaklu jedynym wrażeniem był zachwyt
No cóż, szkoda, że się Pani zawiodła.. Nie przypominam sobie, żeby aktorzy mówili „cholera”, zazwyczaj zwracam uwagę na takie słowa w teatrze.. Spektakl „Słoneczni Chłopcy” należy raczej potraktować jako rozrywkę, a nie nastawiać się na wielce ambitne, moralizujące przedstawienie, chociaż z tego, co pamiętam mnie humor (nieco w stylu Woody’ego Allen’a) bardzo odpowiadał :). Kwestia „filmu w teatrze” – prawda, straszna szkoda i nieporozumienie…
Dwa dni temu byłam w teatrze 6 piętro na „Słonecznych chłopcach” i powiem jedno świetna gra tak znakomitych aktorów jakimi są Panowie Kowalewski i Fronczewski i naprawdę wspaniale zagrane role . To były dla mnie i mich znajomych dobrze sprzędzony czas w gronie ludzi bawiących się na dobrym przedstawieniu. Ciekawa wyła wstawka z filmową częścią dla mnie to nie przeszkadzało było oryginalne ..
Bardzo miło wspominam ten spektakl… Jeśli chodzi o wstawkę filmową- może się podobać 🙂 Jednak przekonałam się, że Teatr 6 Piętro ucieka się do tego zabiegu dość często (pojawił się także np. w spektaklu Polityka), więc domyślam się, że nie był to zabieg czysto artystyczny a konieczność ;). Osobiście idąc do teatru wolę mieć „kontakt” z aktorem na scenie, a nie na ekranie. Oglądanie panów Kowalewskiego i Fronczewskiego na deskach teatru to faktycznie niezapomniane przeżycie 🙂 (Dziękuję za komentarz!)