
Źródło zdjęcia: http://www.wspolczesny.pl/repertuar/biezacy/najdrozszy
„Najdroższy”, czyli komedia francuskiego dramaturga i reżysera Francisa Vebera w reżyserii Wojciecha Adamczyka to lekka propozycja dla osób, które chcą spędzić miły wieczór w teatrze. Fabuła całkiem zabawna- Pignon (Andrzej Zieliński), bezrobotny prawnik, który opiekuje się mieszkaniem bogacza Jonville’a pod jego nieobecność, postanawia „urozmaicić” swoją codzienność. Dotąd wiódł nudne i smutne życie: żona zostawiła go dla początkującego cukiernika, dzieci się nie odzywają i zupełnie nikt go nie zauważa. Postanawia poprosić poborcę podatkowego o kontrolę skarbową. Wprawdzie nie ma żadnego majątku, ale w zamian obiecuje ważne informacje dotyczące zamożnego Jonville’a. Faktycznie- los mężczyzny odmienia się. Wokół niego pojawia się wiele kobiet zainteresowanych jego domniemanym majątkiem. Sztuka „Najdroższy” nie należy do arcydzieł współczesnego teatru, niemniej jest niewątpliwie dobra.
Wydaje mi się, że moja ambiwalentna opinia wynika przede wszystkim z tego, że w Teatrze Współczesnym widziałam spektakle, które poruszały nieco ważniejsze problemy i które dawały do myślenia. „Najdroższy” pokazuje przede wszystkim ludzką obłudę i wyśmiewa (swoją drogą słusznie) sztukę współczesną. Jednocześnie spektakl ten nie skłonił mnie do głębszych przemyśleń- nie zachwycił, ale i nie zawiódł. Pierwszy raz zobaczyłam w głównej roli Zielińskiego. Pamiętam go z takich spektakli jak „Proces”, „Ludzie i anioły” czy „Hamlet”, gdzie wcielał się przede wszystkim w postaci negatywne, a co najmniej poważne. Tutaj gra zahukanego, zagubionego ciamajdę, szukającego sposobu na urozmaicenie swojej codzienności. Przyznam, że byłam zaskoczona, że tak dobrze odnalazł się w tej roli! Na uwagę zasługuje także kreacja Weroniki Nockowskiej- niezwykle wyrazistej dekoratorki wnętrz oraz oczywiście Krzysztofa Kowalewskiego w roli Jonville’a, na którego pojawienie się na scenie trzeba było czekać niezmiernie długo. Mimo dość krótkiego występu (ale w znaczącej roli!), po raz kolejny dowiódł swojego kunsztu aktorskiego. Dowodem na to może być fakt, iż wystarczyło jego jedno wymowne spojrzenie, żeby cała publiczność zanosiła się szczerym śmiechem. Wydaje mi się jednak, że najjaśniejszą gwiazdą spektaklu był Sławomir Orzechowski w roli kontrolera podatkowego. Bardzo się cieszę, że mogłam po raz kolejny widzieć go na scenie.
Podsumowując- obsada: bardzo dobra, sztuka: mało ambitna, ale dobra. Czy polecam? Tak, chociaż zachęcam najpierw do zapoznania się z innymi propozycjami oferowanymi przez Teatr Współczesny.
Pingback: “Słoneczni chłopcy” Olgi Lipińskiej w Teatrze 6. piętro | Sztuka Długa