Rzadko używam tak wzniosłych słów, ale tym razem nie umiem się powstrzymać- Hamlet w Teatrze Współczesnym to arcydzieło! Nie potrafię wręcz wyrazić mojego podziwu zarówno dla reżysera (Maciej Englert) jak i aktorów, a także scenografa (Marcin Stajewski) i kostiumograf (Anna Englert). Wiem, że niektórzy widzowie mieli zastrzeżenia do scenografii i kostiumów („zbyt współczesne”, „zbyt proste”, „zbyt ubogie”) lecz moim zdaniem żaden sztuczny przepych nie był tam potrzebny. Ta prosta forma sprawiła, że tekst został dodatkowo uwypuklony. Widza nie rozpraszały żadne sztuczne efekty czy błyskotki, a skupiał się on na samej treści, która broniłaby się nawet, gdyby aktorzy recytowali go stojąc w rzędzie. Zresztą idąc do Teatru WSPÓŁCZESNEGO trudno spodziewać się strojów z epoki. Hamleta czytałam bardzo dawno i niezmiernie się ucieszyłam (i byłam pod ogromnym wrażeniem pamięci aktorów), że tekst został odegrany w całości. Samej treści komentować nie będę, powiem jedynie, że uważam, iż „Hamlet” to jeden z najbardziej przejmujących dramatów Shakespeare’a.
Kreacja Borysa Szyca (w roli tytułowej) była niesamowita. Przyznam, że byłam ciekawa, jak sobie poradzi z tą trudną, dramatyczną rolą. Zagrał- jak zwykle- znakomicie i „po swojemu”. Nadał bohaterowi momentami nieco komediowy charakter, co mogłoby się wydawać dziwne, ale wypadło doskonale. Inną genialną kreację stworzył po raz kolejny Sławomir Orzechowski (Poloniusz). W pierwszej części byłam nieco zawiedziona Andrzejem Zielińskim, który zdawał mi się trochę „sztywny” jako król Klaudiusz (i zdawało mi się, że nie do końca wynikało to z roli, którą grał, a raczej z walki z tekstem), jednak po przerwie wrócił pozytywnie odmieniony. Mały epizod (grabarza) zagrał Krzysztof Kowalewski. Uważam to za niezwykłe, że z tak niewielkiej w gruncie rzeczy roli można zrobić prawdziwą perełkę. Kowalewski dowiódł już nieraz, że niezależnie od roli, którą gra, potrafi skupić na sobie uwagę widza i odegrać ją perfekcyjnie. Świetny okazał się także Michał Mikołajczak w roli Horacego, przyjaciela Hamleta.
„Hamleta” w Teatrze Współczesnym nie tylko polecam, ale uważam wręcz, że TRZEBA się na niego wybrać i przekonać się, że współczesny teatr nie musi oznaczać braku szacunku dla oryginału. Uważam, że Maciej Englert niezwykle umiejętnie pokazał, że historię sprzed wieków można świetnie zaprezentować we współczesnej oprawie wizualnej.
Pingback: “Słoneczni chłopcy” Olgi Lipińskiej w Teatrze 6. piętro | Sztuka Długa
Pingback: “Najdroższy” w Teatrze Współczesnym- recenzja spektaklu | Sztuka Długa