Malarstwo/Wywiady

Bartosz Leszczyna- wywiad z artystą.

 

Bartosz Leszczyna (ur. 1974 w Warszawie) jest absolwentem Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie. Dyplom w pracowni prof. Leona Tarasewicza obronił w 1999 roku z wynikiem bardzo dobrym z wyróżnieniem, aneks do dyplomu obronił w Pracowni Technologii i Technik Malarstwa Ściennego u prof. Edwarda Tarkowskiego. We wcześniejszym okresie studiów pracował m.in. pod kierunkiem prof. Jana Tarasina. Ważnym artystą i pedagogiem był dla niego również Jerzy Mierzwiak z warszawskiego liceum plastycznego, które Bartek ukończył w 1994 roku. 1988/89 uczył się w Szkole Sztuk Pięknych w Addis Abebie (Etiopia). Wystawiał indywidualnie w Warszawie, Lublinie, Zakopanem, w Bawarii, Austrii (Innsbruck) i Krakowie, brał też udział w wielu wystawach zbiorowych w Polsce i w Irlandii. W 2014 roku zdobył I miejsce i główną nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Malarskim Warszawski Pejzaż, zorganizowanym przez Fundację Sztuki Polskiej Art Gersonica w ramach projektu “Warszawa. Miasto sztuki. Miasto artystów”. W konkursie tym otrzymał również Nagrodę Specjalną Założycieli Fundacji Sztuki Polskiej Art Gersonica oraz Nagrodę Specjalną Kapituły. W 2000 roku zdobył I miejsce i główną nagrodę w dziedzinie malarstwa na I Międzynarodowym Festiwalu Działań Teatralnych i Plastycznych „Zdarzenia” w Tczewie. Jego prace znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych w kraju i za granicą.

Pociąg towarowy (190×190 cm)

 

Opowiedz mi o swoich artystycznych początkach- czy malowałeś od najmłodszych lat? Kiedy zrozumiałeś, że chcesz wiązać z malarstwem swoją przyszłość zawodową?

Malowałem odkąd pamiętam. Mama wspominała mi, że jako dziecko po powrocie ze spaceru, pierwsze co robiłem to wyciągałem kartki i kredki czy farby, siadałem na podłodze i “tworzyłem”. Do mojego zainteresowania sztuką bardzo przyczynił się mój tata, który zabierał mnie na wystawy- między innymi do Zachęty. Pierwsza wystawa, która utkwiła mi w pamięci to wystawa Wojciecha Fangora w Zachęcie, gdy miałem chyba siedem lat. Już wtedy myślałem o tym, żeby pójść do szkoły plastycznej. Zaraz po podstawówce poszedłem do liceum plastycznego, w którym zdecydowałem, że będę zdawać na malarstwo na Akademię Sztuk Pięknych. Właściwie zawsze wiązałem moją przyszłość z malarstwem.

Fragment pracy dyplomowej

Jak wspominasz czasy studenckie? Widziałam, że broniłeś dyplom w pracowni Leona Tarasewicza. Jego malarstwo znacząco różni się od Twojego i zastanawia mnie czy udawało Wam się znaleźć wspólny język. 

Tak, faktycznie moje prace są zupełnie inne od prac mojego ówczesnego mentora. Co ciekawe jeszcze na egzaminie wstępnym na ASP, zapytany o to kto jest moim ulubionym żyjącym polskim malarzem, wymieniłem właśnie Tarasewicza. Na krótko przed egzaminem przeczytałem obszerny artykuł na temat jego twórczości i jego prace bardzo mi się spodobały. Oglądałem zdjęcia jego wielkoformatowych prac, które tworzył z niezwykłym rozmachem. Gdy dostałem się na Akademię w 1994 roku, Leon Tarasewicz jeszcze nie wykładał. Został tam zaproszony później, jako gościnny profesor, gdy byłem już na trzecim roku. Pamiętam, że zobaczyłem ogłoszenie, że będzie otwierana nowa pracownia i od razu się do niej zapisałem. Byłem pierwszym rocznikiem, który Leon Tarasewicz miał okazję prowadzić na Akademii. Współpraca układała się świetnie. Malowałem wtedy wielkoformatowe obrazy. Warto wspomnieć tu mój dyplom, na który przygotowałem cykl obrazów na europaletach transportowych. Ta praca miała w sumie wymiary 2,4 na 32 metry i zajmowała całą długość korytarza Akademii. Ważyła w sumie kilka ton i musiałem później wywozić ją dużą ciężarówką. Był to cykl nocnych pejzaży industrialnych pokrytych smołą i obijany blachą, przedstawiający klimat blokowisk. Jeśli chodzi o format to można by powiedzieć, że nawet przebiłem w tym mistrza, ale faktycznie w przeciwieństwie do niego miałem zawsze skłonności do malarstwa przedstawiającego. Nigdy nie dążyłem do fotorealizmu, ten gatunek zawsze był mi obcy i nigdy nie miałem w planach, żeby moje malarstwo naśladowało zdjęcia. Warto jednak zauważyć, że mimo, że obrazy Tarasewicza są abstrakcyjne, to jednak wywodzą się z natury. W moim odczuciu prawdziwa abstrakcja właściwie nie istnieje, bo czegokolwiek człowiek by nie namalował, to zawsze będą to kształty znane z natury, zaczerpnięte z życia. Tak czy inaczej pochodzą one z naszego umysłu, więc raczej nie wierzę w takie zjawisko jak “abstrakcja” per se. Wydaje mi się, że do malarstwa- nazwijmy to “abstrakcyjnego”- zbliżyłem się najbardziej w moich pracach, które były wystawiane w Galerii Białej w Lublinie. Były to europalety pokryte smołą, spod których gdzieniegdzie wyłaniał się oranż. Miały one oddziaływać przede wszystkim wrażeniowo. Był to jednak taki punkt graniczny mojej twórczości i od tego czasu zacząłem na nowo powracać do malarstwa przedstawiającego. 

Fragment pracy dyplomowej

Czytałam też, że pracowałeś także pod kierunkiem Jana Tarasina- kolejnego abstrakcjonisty. 

Tak, to kolejny człowiek- legenda. Niestety miałem przyjemność uczyć się w jego pracowni tylko na pierwszym roku studiów, bo był to jego ostatni rok pracy pedagogicznej. Oczywiście wspominam to bardzo dobrze. To świetny artysta i bardzo dobrze nam się pracowało. 

Do tej pory przeprowadzałam wywiady ze świeżo upieczonymi absolwentami. Ty skończyłeś studia w 1999 roku. Myślę, że ciekawie by było sprawdzić, co zmieniło się na Akademii przez te lata. Czy podczas studiów mieliście na przykład zajęcia z marketingu, wprowadzano Was w pewien sposób w świat rynku sztuki, a może skupiano się głównie na praktyce i warsztacie?

Generalnie nie prowadzono zajęć z marketingu, ale miałem to szczęście, że w pracowni Leona Tarasewicza było pewnego rodzaju wprowadzenie w ten temat, które wynikało z inicjatywy samego profesora. Podszedł on do tego tematu w sposób praktyczny. Czerpał wiele ze swojej rozwijającej się wówczas kariery. Mimo, że miał dopiero 37 lat, był już uznanym polskim artystą, współpracującym z Galerią Foksal. Miał dużo wystaw za granicą- w Szwecji, w Niemczech… Niewątpliwie był wschodzącą gwiazdą polskiego malarstwa. Świetnie radził sobie w sprawach marketingowych i zaszczepiał w nas takie umiejętności. Przede wszystkim mieliśmy dużo wyjazdów studenckich. Gdy jeździł załatwiać swoje sprawy w różnych galeriach w całej Polsce, po prostu nas ze sobą zabierał. Często nocowaliśmy w mieszkaniach ludzi prowadzących galerie, odbywały się wtedy całonocne rozmowy o sztuce. Profesor organizował także wyjazdy zagraniczne, między innymi na Biennale do Wenecji, w którym sam uczestniczył parę lat wcześniej. Miło wspominam także wyjazd do Berlina i zwiedzanie tamtejszych galerii. Bardzo ważne było dla mnie to, że profesor poza tą częścią typowo dydaktyczną dotyczącą korekty naszych obrazów, dbał o to, żebyśmy rozwijali nasze umiejętności “marketingowe” i dbali o rozwój kariery. Niestety w samym planie studiów brakowało zajęć z marketingu. Rynek sztuki wtedy raczkował. Gdy rozmawiałem z absolwentami późniejszych lat, opowiadali mi, że na ich wystawy dyplomowe przychodzili przedstawiciele różnych galerii i “wyławiali” tych najzdolniejszych i zapraszali do współpracy. My niestety byliśmy pozostawieni sami sobie. Mimo, że skończyłem studia z wyróżnieniem, to pierwsze lata po studiach były dość trudne. Podejrzewam, że gdybym skończył je dziś, moja kariera szybciej nabrałaby rozpędu. Dziś na wystawy dyplomowe przychodzi zdecydowanie więcej osób. Warto też wspomnieć o aukcjach młodej sztuki, które mogą być dobrym pomysłem dla młodych twórców, szczególnie studentów. Mimo, że ceny wywoławcze nie są wysokie to takie aukcje pomagają zaistnieć na rynku sztuki.  

Królikarnia (90×100 cm)

Jak wyglądała Twoja droga zawodowa po studiach? Nawiązałeś współpracę z jakąś galerią?

W tamtych czasach bardzo często absolwenci w pierwszej kolejności musieli myśleć o znalezieniu pracy i zarabianiu pieniędzy na utrzymanie. Nawiązanie współpracy z galeriami było trudne. Przez kilka pierwszych lat po studiach brałem różnego rodzaju zlecenia około-artystyczne, zazwyczaj nie były to bardzo ambitne projekty. Czasem trafiło się coś ciekawszego, na przykład namalowanie fresku. Od czasu do czasu malowałem obrazy na zamówienie. Dopiero po trzech czy czterech latach takiego rozmieniania się na drobne, powróciłem do myślenia o malarstwie na poważnie. Mieszkałem wtedy w Irlandii i otworzyłem tam własną pracownię. Wróciłem wtedy do pejzażu miejskiego, już na mniejszych formatach. Stwierdziłem, że bliższe jest mi właśnie bardziej tradycyjne malarstwo- olej na płótnie. Malowałem przede wszystkim Dublin, w którym mieszkałem. Zostałem dostrzeżony przez tamtejsze galerie i miałem spore powodzenie- sprzedawałem naprawdę dużo obrazów, niektórzy kolekcjonerzy kupowali od razu po kilka prac. Można powiedzieć, że to właśnie od tamtego momentu zajmuję się malarstwem zawodowo. Czasem nadal zdarza mi się zrobić murale czy inne zlecenia artystyczne, ale to malarstwo jest motywem przewodnim mojego życia zawodowego. 

Man walking on Grove Park (100×120)

Czy malujesz codziennie?

Tak, staram się malować codziennie. Ważne jest wyrobienie takiego nawyku i samodyscyplina. 

Czy miewasz blokadę twórczą? Jeśli tak- jak sobie z nią radzisz?

Są takie dni, że wena czy natchnienie przychodzi łatwiej, a innym razem jest z tym gorzej. Przez ostatnie siedem lat dość mocno siedzę w tematyce górskiej- tatrzańskiej i alpejskiej- i jestem bardzo mocno skupiony na mojej pracy. Nawet gdy mam gorszy dzień to zawsze jest coś do zrobienia w pracowni- chociażby przygotowanie płótna. Nie lubię wychodzić z białego płótna, więc zawsze muszę na początku pokryć je innym kolorem- szarym czy szarozielonym. W dni, w których nie mam nastroju do zaczynania nowego obrazu czy dokańczania czegoś już napoczętego i tak staram się być produktywny. Zawsze maluję kilka obrazów równolegle, często są one na różnym etapie. Najwięcej precyzji wymaga wykańczanie obrazów, natomiast ich rozpoczynanie pochłania mniej energii- robię wtedy podmalówki i jest to dobry etap na te mniej produktywne dni. 

Pejzaż miejski- Dublin

Czy zdarza Ci się jeszcze malować pejzaże miejskie?

Ostatnio 90 procent moich prac to pejzaże górskie, ale warto zaznaczyć, że nie chcę się zamykać na malarstwo- nazwę to umownie- industrialne. Chciałbym jeszcze do tego wrócić, zresztą wzbudza to spore zainteresowanie. Sam zresztą zawsze lubiłem nocne malarstwo industrialne, miejskie. Ostatnio zainteresowałem się także Wisłą i myślę nad cyklem wiślanych pejzaży. Podejrzewam, że temat gór pozostanie ze mną na zawsze, ale nie zamykam się na inne motywy. Tatry są moją wielką miłością i miejscem, w którym chciałbym na stałe zamieszkać. Ten region daje mi niesamowity ładunek emocjonalny i energetyczny, ale na pewno pozostaję otwarty także na inne tematy. Ważne jest dla mnie to, żeby malować te miejsca, w których jestem. Na Podhale jeżdżę kilka razy do roku, dużo czasu spędzam w górach. Teraz mieszkam w Warszawie, więc i ona pojawia się na moich płótnach. Nigdy nie maluję miejsc, w których nie mieszkam. Nie wyobrażam sobie pojechać na przykład na dwa tygodnie na wakacje do Hiszpanii i nagle zacząć malować Hiszpanię. Byłoby to zbyt powierzchowne. Muszę być gdzieś przez długi czas, wczuć się w klimat i dopiero tworzyć. 

Czytałam na Twojej stronie, że przez pewien czas mieszkałeś w Etiopii. Czy wtedy także powstawały pejzaże?

Tak, mieszkałem w Addis Abebie, co było związane z pracą mojego taty, który wykładał prawo na tamtejszym uniwersytecie. Mieszkałem tam jak byłem dość małym dzieckiem, a później gdy miałem 15 lat, już po egzaminach wstępnych do liceum plastycznego. Mieszkaliśmy niecały kilometr od szkoły sztuk pięknych, do której się dostałem i uczęszczałem tam przez rok przed powrotem do Polski. To była specyficzna szkoła- niektórzy uczniowie tak jak ja mieli 15 lat, inni byli po dwudziestce. Szkoła była na dość wysokim poziomie. Mieliśmy oczywiście zajęcia z pejzażu, ale także malowanie z modela i malarstwo portretowe. Niestety prace z tego okresu raczej się nie zachowały, myślę, że mam tylko parę szkiców. Bardzo dobrze wspominam ten okres. 

W stronę Kondrackiej Przełęczy (25×30)

Jacy malarze szczególnie Cię inspirują? Kogo wymieniłbyś jako swoich ulubionych artystów?

Oczywiście mam swoich ulubionych malarzy, z czasem te preferencje się zmieniają. Jeśli miałbym wymienić jednego, to byłby to Diego Velazquez. Pewnie może to być zaskakujące, bo był to przede wszystkim portrecista. Chodzi mi jednak o sam warsztat. Jest on dla mnie niedoścignionym przykładem mistrza malarstwa i malarskiej sprawności. Jest też oczywiście wielu pejzażystów, których sobie cenię. Są to między innymi Izaak Lewitan, Stanisław Gałek, Stanisław Witkiewicz (ojciec) czy Leon Wyczółkowski. 

Czy miałbyś jakąś radę dla studentów czy absolwentów Akademii Sztuk Pięknych, z perspektywy czasu?

Nieco zmienię to pytanie- co bym zmienił w swoim życiu, gdybym mógł cofnąć czas. Myślę, że chciałbym trwonić mniej czasu, więcej pracować jeszcze w okresie studiów. Choć imprezy studenckie są świetne, to mimo wszystko warto wykorzystać ten okres na rozwój zawodowy. Po studiach trzeba zacząć zarabiać, jest mniej sposobności do  eksperymentowania i szukania swojej drogi.  Jeśli chodzi o rady to przede wszystkim doradziłbym młodym malarzom, żeby zawsze być sobą i na przykład nie iść na siłę w kierunku awangardy, jeśli się tego nie czuje. Pamiętam, że gdy Wilhelm Sasnal odniósł światowy sukces to nagle cała Akademia zaczęła malować w jego stylu. Sądzę, że w tradycyjnym malarstwie ciągle jeszcze wiele rzeczy nie zostało powiedzianych i warto szkolić warsztat. 

Widok z Murzasichla (25×30)

W jaki sposób osoba zainteresowana kupnem Twoich prac może się z Tobą skontaktować?

Mam swoją stronę internetową, na której jest formularz kontaktowy. https://www.bartekart.com/kontakt. Można także napisać maila: bartek.arts@gmail.com lub zadzwonić +48 535 145 000

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s