Po świetnych spektaklach dyplomowych IV roku Wydziału Aktorskiego PWSFTviT: „Kamień” i „Ślub” (oraz jednym, którego tytułu nie warto wspominać) przyszedł czas na „Cyberiadę” według Stanisława Lema. Reżyserem spektaklu jest Wojciech Kościelniak, nazywany „guru spektakli muzycznych”, który do tej pory reżyserował spektakle wystawiane m.in. w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Teatrze Muzycznym ”Capitol” we Wrocławiu oraz w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Sam pomysł przeniesienia „Cyberiady” na deski teatru wydał mi się dość karkołomny, a dodać należy do tego, iż spektakl ten jest spektaklem MUZYCZNYM. Nie jest to jednak pierwsza próba konfrontacji świata stworzonego przez Lema ze światem muzyki- w maju zeszłego roku miała bowiem miejsce premiera opery „Cyberiada” w Teatrze Wielkim w Poznaniu (podobno zresztą niezbyt udana). Świat przedstawiony w opowiadaniach Lema, z głównymi bohaterami Trurlem i Klapaucjuszem, inspiruje filozoficznym spojrzeniem na ‘ponowoczesny’ świat. Przedstawione tematy- m.in. ambicja, miłość, śmierć- są uniwersalne i nie tracą na znaczeniu nawet przeniesione do nieokreślonej „przyszłości”. Widz może doświadczać ich wręcz w sposób bardziej intensywny, patrząc na nie z „kosmicznej” perspektywy, uświadamiając swoją „małość” wobec nieskończoności kosmosu. Mimo tych- zdałoby się ciężkich – rozważań egzystencjalnych, będących myślą przewodnią Cyberiady, jest to jednak spektakl niesamowicie pogodny, zabawny, humorystyczny, mający charakter farsy.
Premiera „Cyberiady” odbyła się 12 kwietnia 2015 w zrewitalizowanej Hali Maszyn na terenie EC1, stając się tym samym pierwszym wydarzeniem kulturalnym w tej przestrzeni. Hala Maszyn dała aktorom nowe możliwości, jednocześnie będąc sporym wyzwaniem- wymagała bowiem odpowiedniej adaptacji. Chociaż EC1 niewątpliwie robi ogromne wrażenie, mnie osobiście bardziej odpowiadał kameralny klimat Teatru Studyjnego, w którym odbyła się większość pokazów przedpremierowych. Na wielkiej (w porównaniu z TS) „scenie” aktorzy byli nieco dalej widzów, poruszali się między piętrami (czasem gdy spuściłam któregoś z aktorów z oczu, trochę czasu zajmowało mi jego odnalezienie), wszystko to było nieco chaotyczne. Moim zdaniem solowe występy powinny odbywać się z przodu sceny, tak aby widz mógł obserwować malujące się na twarzach aktorów emocje (tak jak to było w Teatrze Studyjnym), tymczasem odbywały się one z tyłu sceny, na pierwszym piętrze. Żałuję, że nie wzięłam lornetki.
Wprawdzie przede wszystkim mam zamiar omówić grę aktorską – bo przecież TO jest najważniejsze w spektaklu dyplomowym- jednak nie mogę się powstrzymać, żeby na początku nie opisać niesamowicie dobrej pracy, jaką wykonał autor scenografii- Damian Styrna. Doskonale oddał klimat opowiadań Lema, zarówno poprzez dekoracje, jak i futurystyczne kostiumy i rekwizyty-wynalazki. Całości dopełniały „kosmiczne” wizualizacje. Wszystko to sprawiało, iż widz, wraz z niesamowitymi bohaterami, czuł się uczestnikiem „podróży w kosmos”.
Ciekawym zabiegiem reżyserskim było przydzielenie głównych ról różnym odtwórcom, przez co zachowana została forma „opowiadań”- w każdym kolejnym epizodzie inni aktorzy wcielali się w role Trurla i Klapaucjusza, a ich przygodom towarzyszył „narrator”, nie biorący bezpośrednio udziału w zdarzeniach lecz wprowadzający widzów w akcję.
Przechodząc do meritum: gra aktorska po raz kolejny była na bardzo, bardzo wysokim poziomie, a energia, którą dawali z siebie aktorzy, udzielała się publiczności. Biorąc pod uwagę, iż spektakl muzyczny to nie tylko gra aktorska, ale także śpiew i choreografia, przed aktorami stanęło niezwykle wymagające zadanie. Mimo, że na samym początku nie byłam zachwycona, to kilka osób zwróciło moją uwagę (zresztą – nie pierwszy raz)! Największą „furorę” wśród publiczności, która wręcz skręcała się ze śmiechu, zrobił świetny Sebastian Jasnoch. Dopiero po wyjściu ze spektaklu dowiedziałam się, że to właśnie on wcielił się w Klapaucjusza w epizodzie z „ośmiopiętrową” Maszyną Rozumną. Charakteryzacja oraz- przede wszystkim- rola starszego naukowca, która wymagała specyficznych ruchów i modulacji głosu, sprawiły, że aż nie mogłam uwierzyć, że to ta sama osoba, która w „Ślubie” według Gombrowicza grała niezwykle ekspresyjnego, agresywnego Pijaka, ucharakteryzowanego na gwiazdę rocka… W epizodzie o ośmiopiętrowej maszynie w rolę Turla wcieliła się zachwycająca (ponownie) Barbara Wypych. Jej występ był chyba najlepszym podsumowaniem istoty twórczości Lema- zaprezentowała zarówno jej komiczną, jak i melancholijną stronę- Trurl w jej wykonaniu był zarówno szalonym i zabawnym naukowcem, jednak gdy młoda aktorka zaczęła swój solowy występ, śpiewając wręcz „rozdzierającą” piosenkę, podejrzewam, iż cała publiczność (łącznie ze mną!) była niezwykle wzruszona. Całości dopełniała świetna rola „narratora”, w którego w tym epizodzie wcielił się znakomity Michał Jóźwik- który zarazem bawił jak i przerażał, wcielając się w nieco psychotycznego gracza gier komputerowych, Cyberbecia.
Epizodem, który obok tego z Maszyną Rozumną, przypadł publiczności do gustu najbardziej (wnioskując po żywych reakcjach) był epizod z Kosmicznego Cyrku ze świetnym Marcinem Miodkiem w roli Cyberansjera- trochę nie było wiadomo, czy się śmiać, czy bać się granej przez niego postaci- nie ukrywam, iż takie kreacje należą do moich ulubionych (w jakimś sensie przypominał Szalonego Kapelusznika z Alicji w Krainie Czarów, chociaż to skojarzenie przyszło mi na myśl dopiero jakiś czas po obejrzeniu spektaklu), a młody aktor poradził sobie znakomicie (także wokalnie). Zarówno piosenka (słowa: Rafał Dziwisz, muzyka: Marcin Steczkowski), jak i forma wizualna były naprawdę zachwycające.
Jeśli chodzi o umiejętności wokalne, spektakl był niestety nieco nierówny. Poza znakomitym solowym występem B. Wypych, bardzo ciekawą barwą głosu wyróżniła się Alicja Juszkiewicz jako Maszynistka/Klapaucjusz. Moją uwagę zwrócił też Jędrzej Wielecki (Maszynista), którego umiejętności wokalne jak i aktorskie są na wysokim poziomie i żałuję, że nie miałam okazji widzieć go w żadnym innym spektaklu.
Marta Herman (Trurl) oraz Mikołaj Chroboczek (Eksyliusz Tartejski), którzy w „Ślubie” zachwycili mnie swoimi kreacjami, ku mojemu rozczarowaniu tym razem dostali raczej niewielkie role (za to zagrali je –ponownie- po mistrzowsku!). Szczególnie ciekawe wydaje mi się to, iż Marta Herman zwróciła moją uwagę nawet wtedy, gdy w jednym z epizodów grała „część” ośmiopiętrowej Maszyny (a więc grała synchronicznie z 7 innymi aktorami)- uważam, że wyróżnienie się w takiej roli mówi bardzo dużo o jej scenicznej charyzmie.
Karolina Krawczyńska (Mózg maszyny na n z pierwszego epizodu)- również świetnie się sprawdziła, w tej nieco przerażającej kreacji, podobnie Grzegorz Otrębski (Trurl), jednak jak już wspomniałam pierwszy epizod nie zrobił na mnie aż tak dobrego wrażenia jak pozostałe, nie zapadał w pamięci. Maria Szafirska (Klapaucjusz w tymże epizodzie), którą miałam okazję oglądać na scenie Teatru Studyjnego po raz pierwszy, poradziła sobie bardzo dobrze ( uronienie pojedynczej łzy w trakcie wykonywania piosenki – to musi robić wrażenie!*). Podobnie jak Marta Herman, była ona widoczna jako część wspomnianej już ośmiopiętrowej Maszyny Rozumnej.
W pozostałych rolach: Anita Tomczak (w chyba najbardziej poważnej roli: Podróżnika, bardzo dobrze zagranej, choć nie wiem, czy o nie nazbyt moralizującym wydźwięku- lecz trudno mi ocenić, czy ta powaga wynikała z tekstu czy z gry aktorskiej), Sylwia Madejska (świetnie obsadzona jako Kometa!), Adrian Budakow (charyzmatyczny w roli Trurla), Kaja Walden (jako nieco irytująca i przerysowana, ale wpasowująca się w konwencję Cyfrania), Damian Kret (jako Trurl popisał się jazdą na monocyklu), a także Paulina Nadel jako Cyberanioł (niestety po raz kolejny młoda aktorka grała w taki sam sposób, jak w innych tytułach wystawianych w Teatrze Studyjnym, co wcale nie wynikało z podobieństwa ról, które miała do odegrania- mam szczerą nadzieję, że następnym razem zaprezentuje na scenie nieco inne emocje).
„Cyberiada” w wykonaniu IV roku Wydziału Aktorskiego PWSFTviT z całą pewnością jest spektaklem godnym polecenia- zarówno ze względu na niebanalną treść jak i formę oraz przede wszystkim ze względu na niezwykłą energię aktorów. Zastanawiające jest to, że często oglądając spektakle w znanych warszawskich teatrach, nie towarzyszyły mi takie wrażenia… W tym przypadku było widać, iż młodzi aktorzy z PWSFTviT dają z siebie na scenie 200% swoich możliwości i bardzo wierzą w to, co robią. Oby ta „świeżość” i wiara utrzymała się w nich jak najdłużej!
Więcej informacji: http://www.teatrstudyjny.lodz.pl/spektakle/cyberiada/
*”Pojedynczą łzę” mogłam zaobserwować na pokazie przedpremierowym w Teatrze Studyjnym, w EC1 potrzebowałabym do tego lornetki, mogę jedynie przypuszczać, że M. Szafirska powtórzyła ten „wyczyn”