Teatr i opera/Wydarzenia

Rachatłukum w Teatrze Studio

Chyba nigdy w życiu nie czułam się tak zażenowana jak w trakcie pierwszych dziesięciu minut monodramu Rachatłukum w Teatrze Studio. Już pierwsze zdanie spektaklu zawierało parę wulgaryzmów, a gdy zapaliło się światło i zobaczyłam kostium Kamila Bosaka- zwątpiłam. Uznałam, że mamy do czynienia z kolejnym krokiem ku upadkowi polskiego teatru, który ma szokować widza – nawet w najprostszy i obsceniczny sposób. Byłam zniesmaczona i zastanawiałam się nawet nad zrobieniem awantury podobnej do tej, jaka miała miejsce w Teatrze Starym w Krakowie, gdy publiczność krzyczała do aktorów i reżysera „hańba!” w czasie trwania spektaklu. Jednak postanowiłam uszanować pracę aktora i dać mu szansę i chcąc nie chcąc pozostałam na miejscu. Jak się później okazało- była to dobra decyzja.

„Rachatłukum” jest adaptacją powieści holenderskiego pisarza Jana Wolkersa.

„Rachatłukum” jest adaptacją powieści holenderskiego pisarza Jana Wolkersa.

Spektakl, który wydawał się być na początku niesamowicie płytki, na siłę szokujący, „nowoczesny” i wulgarny, z każdą kolejną wypowiadaną kwestią stawał się bardziej interesujący, wciągający i po prostu prawdziwy. Sam tekst był iście filmowy, a przedstawiane jedynie za pomocą słów (i ewentualnie gestów) historie raptem stawały mi przed oczami i miałam wrażenie, że jestem wręcz uczestnikiem opowiadanych zdarzeń.

Spektakl jest retrospektywną historią pewnego artysty, który cierpi po rozstaniu z ukochaną. Poznajemy go w momencie, gdy (jak podejrzewamy) z nadmiaru czasu i braku silniejszych wrażeń rzucił się w wir rozpusty. Ów hedonista wrażenie człowieka zimnego i wyrachowanego, ale gdy po jakimś czasie zaczyna opowiadać – fragmentarycznie- o chwilach spędzonych z ukochaną Olgą- widzimy, że jest osobą o głębokiej uczuciowości.

Historia rzeźbiarza i Olgi stała się pretekstem do ukazania coraz bardziej skomplikowanych w dzisiejszym świecie relacji damsko-męskich i ludzkiej uczuciowości, która z pozornej konieczności zanika w konfrontacji z rzeczywistością.

Obserwowałam innych widzów w czasie trwania spektaklu. Od początkowego zażenowania oraz (u co poniektórych) spojrzeń pełnych politowania ich twarze przybrały zupełnie inny wyraz- współczucia, zaangażowania, przejęcia. Niejedna osoba uroniła łzę. Gdy spektakl dobiegł końca i przyszedł czas na oklaski na sali panowała zupełna cisza. I bynajmniej nie z tego powodu, że „Rachatłukum” nie spodobało się widowni. Wręcz przeciwnie- miałam wrażenie, że wszyscy mieli zaciśnięte gardła i do tego stopnia zaangażowali się w historię, że nie byli w stanie się poruszyć ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Dopiero gdy Kamil Bosak się ukłonił wróciliśmy do rzeczywistości. Niestety wcale nie tak różnej od tej, którą mieliśmy okazję oglądać na scenie.

rachat1

fot. Krzysztof Bieliński

 

Informacje o najbliższych spektaklach

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s